2 sty 2007

Od konkretu ku teatrowi


W listopadzie rozpoczął się drugi już sezon otwartych dla publiczności spotkań Wszechnicy Kulturoznawczej Cultura Culturans, organizowanych przez wrocławski oddział Polskiego Towarzystwa Kulturoznawczego. Odbywającym się w trakcie ubiegłego roku akademickiego prezentacjom i dyskusjom towarzyszyło hasło spojrzenia na kulturę przez konkret: powojenną pocztówkę, pudełko na guziki, dolnośląskie muzyczne festiwale, żydowską muzykę, gdańskie opowieści, włoskie podróże, rozmowy z politykami czy komunikację między poganami i chrześcijanami. Cykl ten zakończyło czerwcowe spotkanie z dr hab. Zbigniewem Paskiem z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Było ono poświęcone Obrazowi protestanckiej duchowości w pieśni religijnej.
Wybór pieśni jako owego konkretu, w którym dostrzec można wyraz ewangelickiej pobożności, znajduje swoje uzasadnienie w sposobie określenia przez Paska protestantyzmu. Będąc religią słowa jest on zarazem wiarą, która pochodzi ze słuchania. W tym kontekście skupienie się na analizie motywów i obrazów zawartych w tekstach, na języku pieśni zatem, a nie na ich melodii, wynikało nie tylko z kompetencji badacza, ale przede wszystkim ze świadomości wagi, jaką ma dla protestantów słuchanie słowa. Bez wątpienia pojawianie się nowych form protestanckiej duchowości znajduje swoje odzwierciedlenie w śpiewanych przez wspólnoty religijne tekstach. W kancjonałach obok psalmów pojawiają się więc z czasem pieśni, których autorzy wprowadzają nowe sposoby wyrażania treści wiary, a zarazem głębokiego osobistego zaangażowania. Szczególnie pobożność pietystyczna oraz idee nawrócenia, właściwe nurtowi ewangelikalnego przebudzenia sprzyjają nasyceniu tych tekstów niezwykle sugestywnymi alegoriami. Motywy krwi i imienia Chrystusa oraz chwały Boga opisał Pasek w wydanej ostatnio pracy „Topika zbawienia w polskich kancjonałach ewangelikalnego protestantyzmu”. Na wszechnicowym wykładzie zwrócił uwagę na metaforę serca jako duchowego wnętrza człowieka, życia jako duchowej pielgrzymki, a także walki i bojowania, które w obliczu reformacyjnego optymizmu i pewności zbawienia, wydają się stanowić przede wszystkim ekspresyjny wyraz odrzucenia zła. Wszystkie te obrazy, służące religijnemu nauczaniu i dawaniu świadectwa własnej wiary, zaskakująco bliskie okazują się zarazem temu, czemu sprzeciwiał się protestantyzm. W miarę jak opisywana w pieśniach rzeczywistość nabiera dosłowności, miejsce odrzuconej magii wizerunku zajmuje moc słowa, uobecniająca rzeczywistość zbawienia. Gdy poetyckość oddana zostaje w służbę ewangelizacji, a zarazem mistycyzm współistnieje z sensualizmem literackiego obrazowania, pytanie o konkret okazuje się nie lada wyzwaniem dla chrześcijańskiej ortodoksji.
Nowy cykl wykładów Wszechnicy Kulturoznawczej w centrum uwagi stawia teatralność, dramat, rytuał. Rozpoczął się spotkaniem z dr hab. Mirosławem Kocurem, teatrologiem z Instytutu Kulturoznawstwa naszego Uniwersytetu, zatytułowanym Źródła sztuki performera.
Tradycyjnie przyjmuje się, że teatr powstał na przełomie VI i V wieku przed naszą erą na obszarze dzisiejszej Grecji i Turcji. Tymczasem rodzaj ludzkiej aktywności określanej obecnie jako sztuka teatru pojawił się niezależnie od swych europejskich źródeł również w Chinach i Indiach. Jednak ani starożytni Grecy, ani też ludy Azji uprawianych przez siebie form artystycznych, czy też organizowanych widowisk nie nazywali teatrem - pojęcie to jest znacznie późniejsze. Podobnie rzecz się ma ze słowem „aktor”, które Kocur uznaje za jeszcze mniej adekwatne określenie działań artystów zarówno w przeszłości, jak i dziś. Bycie aktorem jest bowiem z istoty swej paradoksalne, „aktor to ktoś, kto jest sobą tyko wtedy, kiedy sobą nie jest, bo jest kimś Innym, postacią w dramacie”. Współcześnie na scenach coraz częściej pojawiają się osoby, które nie odgrywają ról postaci dramatu, lecz przekazują widzom doświadczenia swego własnego życia. Artyści tacy traktują występ jako rodzaj konfesji bądź próbę realizacji społecznej misji, a integralnymi elementami i walorami ich działań są „brudna mowa”, czyli nie poprawiona dykcja i „prywatne gesty”, pozbawione konkretnych odniesień. W tej sytuacji określenie „aktor” wydaje się mylące i Kocur proponuje zastąpić je „performerem”. Poprzedników dzisiejszych performerów odnajduje wśród uczestników rytualnych praktyk w prehistorycznych jaskiniach. Pozostający w transie szamani wydobywali ze skalnych form postacie zwierząt, pokrywając malowidłami ich ściany, powtarzając tym samym akt stwórczy Macierzy-Ziemi oraz przejmując tkwiącą w nich moc. Z kolei w antycznej Grecji źródłem sztuki performera byłby taniec, któremu służyć miały choćby Homerowskie heksametry. Wielu badaczy dowodzi przy tym, że poczucie rytmu, jakie nas cechuje, posiada swoją biologiczną determinacje. To, że człowiek przyjmuje postawę horyzontalną wymusza koordynację ruchów, której utrata oznacza upadek. Poruszający się organizm cały niejako „pulsuje rytmem”. Jak powiada Kocur „jesteśmy naturalnymi tancerzami”. Właśnie ten pierwotny, archaiczny taniec kultywują artyści na scenie, aż po czasy nam współczesne. Nikim innym jak właśnie performerami byli również średniowieczni rzemieślnicy wystawiający na ulicach miast inscenizacje przy okazji nadchodzących świąt. Nie odgrywali swych ról wcielając się po prostu w nowotestamentowe postacie, a raczej starali się podkreślać umowność całego wydarzenia, objaśniając i komentując poszczególne role, sceny oraz przebieg akcji. Misteria średniowieczne nie pozostawały wyłącznie sposobem wychwalania wspaniałości Boga, stanowiły bowiem także reklamę własnych usług i produktów wplataną w sceniczną narrację. Wreszcie performerem bez wątpienia jest sam Kocur, co wiąże się nie tylko z jego doświadczeniem i praktykowaniem teatru otwartego, ale i sposobem wykładania, łączącym erudycję, swobodę ekspresji, a nawet… reklamę wrocławskiego kulturoznawstwa.
Wśród zapowiadanych gości rozpoczętej właśnie edycji Wszechnicy Kulturoznawczej znajdą się w nadchodzącym roku prof. Ewa Domańska, prof. Anna Wieczorkiewicz, prof. Joanna Tokarska-Bakir oraz prof. Stefan Bednarek.

Izolda Topp i Jakub Fereński